Szacuje się, że co roku w Polsce wyrzucamy na śmietnik 2,5 mln ton ubrań! W skali świata problem jest gigantyczny – co sekundę na wysypisko trafia ciężarówka wypełniona odzieżą, a to setki miliardów ton rocznie!
Kupujemy nowe ubrania, bo potrzebujemy, bo lubimy, bo chcemy być trendy. I jesteśmy szczęśliwi – endorfiny „pracują” jeszcze przez kilka godzin po przelewie za kolejny ciuch. Kto by się wtedy zastanawiał, że nówka zaraz wyląduje na wysypisku albo w spalarni? Albo pomyślał, jak wygląda produkcja ubrań w Azji? Kto w chwili zakupowej euforii wyobraża sobie ogromne ilości ścieków, zanieczyszczonych całą tablicą Mendelejewa spływające do rzek? Albo góry tekstyliów na śmietnikach czekające przez kilkaset lat aż środowisko poradzi sobie z ich biodegradacją? Producenci odzieży to nie tylko jedni z największych trucicieli na świecie. Pochłaniają też olbrzymie ilości wody. Na wyprodukowanie zaledwie jednego bawełnianego T-shirta trzeba zużyć ok. 2,7 tys. litrów wody, a pary dżinsów – blisko 14 tys. litrów. Przyjmując, że wypijamy 2 litry wody dziennie to jej ilość wykorzystana przy produkcji banalnej koszulki wystarczyłaby nam niemal na 4 lata!
Na szczęście zaczęliśmy dostrzegać, że to nie fair wobec naszej planety. Coraz częściej na pytanie nówka czy używka odpowiadamy tak, jak aktorka Marta Malikowska: wybieram ubrania z second handów, szmateksów, lumpeksów!
Nie zgadzam się na marnotrawstwo
Świat mody nie ułatwia nam zadania. Dobrze wie, że lubimy kupować nowe ciuchy. Według raportu KPMG blisko 80 proc. z nas kupuje nowe ubrania lub obuwie przynajmniej raz na kwartał, z czego 37 proc. osób przyznaje, że kolejna nówka przybywa w ich szafie raz w miesiącu. A jest w czym wybierać. – Nowe kolekcje do sieciówek wchodzą nie dwa razy do roku, ale praktycznie co dwa miesiące – mówi Magdalena Starczyk, która pracowała jako asystentka fashion buyer’a dla znanej marki. – Kiedy uzmysłowiłam sobie, ile ubrań kiepskiej jakości jest rocznie produkowanych, ile za chwilę trafi na śmietnik powiedziałam „to nie dla mnie”, nie zgadzam się na takie marnotrawstwo – dodaje Magda. Zrezygnowała z pracy. Wróciła do zakupów w lumpeksach.
Być jak Fonda i Malikowska
W listopadzie 2019 r. świat obiegła wiadomość, że aktorka Jane Fonda nie kupuje już nowych ubrań w trosce o środowisko i na rozdaniu Oscarów wystąpiła w burgundowej kreacji Elie Saab, w której zaprezentowała się kilka lat wcześniej na Festiwalu Filmowym w Cannes. Nasze gwiazdy, w tym Anja Rubik, Magda Mołek, Agnieszka Włodarczyk coraz chętniej przyznają, że robią zakupy w second handach. Również Marta Malikowska (m.in. „Pazina” z serialu „Ślepnąc od świateł”) uwielbia sklepy z używaną odzieżą. – Kocham modę z lat 80. i 90. Mam nawet swoją teorię, że człowiek czuje się najlepiej w ciuchach z lat, w których się urodził. Ciuchy „z drugiej ręki”, to wspaniały prezent. Często myślę sobie, kto w tym chodził? Jak wyglądał? Gdzie mieszkał? Wyrzucił? Sprzedał? Oddał? Wyobraźnia pracuje – przyznaje aktorka, która założyła na Instagramie konto @szmatkapolka. Namawia na nim wszystkich do ubierania się w szmateksach i lumpeksach. Do ratowania planety zachęca także w naszym spocie.
Kaszmirowy płaszcz za 20 euro
W szafie Magdaleny Starczyk obok jedwabnych koszul, dobrych gatunkowo swetrów i sukienek wisi kaszmirowy płaszcz, o którym zawsze marzyła. Wszystkie te ubrania kupiła w lumpeksach. W ogólniaku organizowała pokazy mody z second handów, a potem kupowała w nich na studiach w Londynie i kiedy pracowała jako stylistka. Dziś mieszka w Berlinie. – Tu bardzo popularne są zakupy na weekendowych targach flohmarktach. To styl życia: nie potrzebujesz – sprzedajesz lub oddajesz. To właśnie tam kupiłam kaszmirowy płaszcz za 20 euro. Za nowy musiałabym zapłacić ok. 500 euro, a może i więcej – przyznaje. Razem z przyjaciółką szuka w second handach w Polsce i w Niemczech, w sieci oryginalnych, tylko dobrej jakości ubrań do swojego pierwszego sklepu internetowego Hoqz Store z używaną odzieżą.
Ciuch od blogerki i Nowojorczyka
Możliwości kupowania ubrań z drugiej ręki, sprzedaży albo wymiany niepotrzebnych już rzeczy jest coraz więcej. To już nie tylko Allegro, Facebook, czy choćby popularny vinted.pl (ma 34 mln użytkowników na świecie!). Dzięki aplikacji Depop można kupić okazyjnie stylizacje znanych blogerek, a na wirtualnym pchlim targu Wallapop, sprzedamy lub kupimy ubrania (ale też meble, rowery itp.) zarówno z najbliższej okolicy, jak i z Nowego Jorku.
Autor video: Depop
Moda zmienia kierunek
Internetowy sklep z odzieżą z drugiej ręki otworzył najbardziej znany włoski dom mody Gucci. To krok w kierunku minimalizacji nadprodukcji. Marka zdecydowała się na współpracę z platformą The Real Real sprzedającą używaną odzież. Obok ciuchów wystawianych przez klientów są też nowe ubrania, które nie sprzedały się w kolekcjach marek takich jak: Louis Vuitton, Valentino czy Chanel. W aplikacji Vestiaire Collective znajdziecie używki wielkich marek takich jak Givenchy, Dolce & Gabbana, Chloé. Również popularne firmy modowe zmieniają kierunek. H&M, Levis, Zalando też sprzedają odzież używaną. Globalnie rynek ubrań z drugiej ręki jest wart 28 mld dolarów i rośnie. Według prognoz Resale Report 2020 za pięć lat jego wartość ma być większa niż wartość rynku nowej odzieży.
Źródło: www.therealreal.com
A może wirtualny styl…
Czy ktoś z Was kupił już wirtualne ubranie? Skandynawska marka Carlings, zaledwie w tydzień, sprzedała pierwszą w historii wirtualną kolekcję. Zaprojektowane w programach komputerowych kurtki, legginsy czy okulary, w cenie od 10 do 30 euro, można było przymierzyć jedynie cyfrowo. Ludzie płacili, żeby zdjęcie w nieistniejących w realu ciuchach opublikować na swoim profilu w mediach społecznościowych. – Świat nie potrzebuje więcej ubrań. Dlatego świadomie stwierdziliśmy, że chcemy wyobrazić sobie modę – przekonuje Kerry Murphy z holenderskiego domu mody The Fabricant, który tworzy wyłącznie projekty wirtualne. Niedawno sprzedano wirtualną sukienkę za blisko 10 tys. dolarów!
Autor video: Carlings Official